niedziela, 10 lutego 2013

O umiejętnym współdzieleniu zasobów, czyli jak zamiast sernika może wyjść zakalec



Mamy koniec karnawału i po Tłustym Czwartku przyszedł ostatni karnawałowy weekend. Czyli w kuchni nastał czas intensywnego pichcenia. To jest też analogia do codziennej projektowej rzeczywistości, kiedy okazuje się, że nagle jest wiele projektów, a ludzi skończona liczba. 

I co wtedy może się wydarzyć?

Jeżeli mamy skończoną liczbę produktów na ciasto (jajka, ser, mąka, cukier, masło, mleko …), to, kto pierwszy, ten bierze wszystko. Weszłam dzisiaj do kuchni z zamiarem zrobienia sernika (bo idę z wizytą do syna). I jakież było zaskoczenie, kiedy okazało się, że nie ma jajek. Wczoraj było dużo, ale najpierw część zużyłam do sałatki, a później córka robiła z koleżankami tartę i zużyła resztę jajek. Bo nie pomyślała, że ja dzisiaj będę ich potrzebować do sernika.

Tak samo jest z ludźmi, których mamy przydzielonych do projektów. Jeżeli projektów robią więcej niż jeden, zawsze może się zdarzyć, że w którymś projekcie ich zabraknie. Bo kierownik innego projektu myśli tylko o swoim projekcie i swoich potrzebach.

Co można z tym zrobić?

Rozwiązań jest kilka. Pierwsze, idealne, to zaplanować wszystkie projekty i podzielić zasoby (czyli ludzi). Ale jeżeli nie mamy takiego planowania? To wtedy stajemy przed faktem dokonanym. Ostatni projekt (czyli mój sernik) wykorzysta to, co ma, czyli wyjdzie z tego coś innego, niż miało wyjść.

Jaki może być wynik?

Zamiast sernika może wyjść zakalec (jest jeszcze w piekarniku). Przez przypadek może się okazać, że odkryje się nowy przepis na ciasto ;) O ile w kuchni można sobie pozwolić na takie eksperymenty (w końcu zawsze można kupić jakieś ciasto w cukierni), to przy realizacji innych projektów takie ryzyko jest zbyt wysokie.

A morał z tej bajki jest taki …

Jeżeli nawet pod koniec projektu dostaniemy dodatkowe zasoby, to nie uratujemy projektu, projekt zatonie. Bo jajka trzeba na początku podzielić – żółtka do ciasta, a białka ubić na pianę do sera. Gdybym teraz dostała jajka, to mogłabym z nich zrobić co najwyżej jajecznicę … a miał być sernik.

Ps.
Liczbę na łut szczęścia, że jednak to coś, co jest w piekarniku będzie jadalne, bo zawsze to ciasto od mamy ;) A przy okazji – straciłam poczucie czasu i nie wiem, jak długo piekę ciasto, bo zajęłam się pisaniem. Takie samo ryzyko mamy w projektach. Musimy zawsze kontrolować czas i skupiać uwagę na projekcie, ale o tym przy innej okazji. Miłej niedzieli i nadchodzącego tygodnia :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania